Wchodzę
do samochodu i gdyby nie fakt, że drzwi zamykają się
automatycznie, to trzasnąłbym nimi. Tak dla zwykłego wyładowania.
Muszę się na kimś wyżyć i mam nadzieję, że już niedługo będę
mógł wykorzystać do tego Andreę.
Długo
się nie zastanawiając wybieram numer Trevora, który odbiera
telefon po kilku sygnałach.
– Co
jest?
– Andrea
Holland. Santa Monica, Main Street. Weź
Chrisa i znajdźcie ją. Tylko nie mieszaj innych. Trzeba to załatwić
po cichu – wyjaśniam, bawiąc się brelokiem od kluczy.
– Tak,
żeby Agencja się nie dowiedziała? – upewnia się chłopak i mój
brak odpowiedzi traktuje chyba jako potwierdzenie. – Chcesz
wykorzystać Knight'a?
Zastanawiam
się przez moment. Propozycja jazdy tą bestią, a potem jeszcze
rozwalenia nią czegoś jest kusząca, ale niestety nie na tę
okoliczność.
– Przygotuj
coś mniej rzucającego się w oczy. Będę za pół godziny –
polecam mu i się rozłączam.
Mam
już zamiar ruszać, kiedy rozlega się uderzanie o szybę od strony
pasażera. Przyciskiem otwieram drzwi, a na fotel od razu wsuwa się
Robert, na co jedynie wywracam oczami.
Nie
mam ochoty na jego towarzystwo, bo przez to w jakim stanie się teraz
znajduję bardzo łatwo mógłbym się z nim pokłócić. A nie jest
mi to na rękę, toteż ruszam nie zamieniając z nim ani słowa.
– Zawieź
mnie do domu – poleca, kiedy widzi, że chcę jechać prosto do
mnie.
Pomimo
tego, że obaj mieszkamy w Los Angeles, to mamy do siebie prawie pół
godziny drogi. Nasze osiedle znajduje się na Pacific Palisades, choć
nie nad samym oceanem. Brown natomiast zamieszkuje nieduży dom
jednorodzinny w dolinie San Fernando, który odziedziczył po
dziadkach.
Nieraz
mówiłem mu, że powinien to sprzedać w cholerę i kupić sobie coś
mniejszego, natomiast w ciekawszej okolicy. On jednak uparcie
twierdzi, że wcale nie jest tak strasznie, a poza tym ma blisko do
pracy. Mógłby też przeprowadzić się do Lory, ale to mu nie
pasuje. W sumie z tego akurat powinienem się cieszyć, bo gdyby już
zamieszkali razem, to zaraz pewnie Robertowi zamarzyłoby się ślubu
czy dzieci. Nie to, żebym nie chciał zostać wujkiem! Z moich ośmiu
sióstr tyko jedna ma dziecko, a i to adoptowane, bo przecież Aqua
nie jest biologicznym dzieckiem Layli i Trevora. Po prostu nie
wyobrażam sobie akurat Lory w roli mamuśki…
– Dlaczego
się uśmiechasz? – wyrywa mnie z zamyślenia pytanie blondyna.
Dopiero
teraz zdaję sobie sprawę, że jak dureń szczerzę się, patrząc
na jezdnię. Spoglądam na Browna i pytam z całkowitą powagą:
– Planujecie
z Lorą mieć dzieci?
Na
początku wydaje się naprawdę zszokowany moim pytaniem, ale udaję,
że nie zwracam na to uwagi. Zerkam na niego dając do zrozumienia,
że naprawdę czekam na odpowiedź a on przeczesuje ręką włosy,
dodając sobie tym trochę czasu.
– Ostatnio,
jak poruszyłem z nią kwestię dzieci, to zagroziła, że jeśli
jeszcze raz o tym wspomnę, to mnie wykastruje. – tłumaczy
grobowym tonem, a ja nie wytrzymuję i parskam śmiechem.
To
typowe dla mojej siostry. Dziewczyna, która wychowała się pośród
wytatuowanych, powszechnie uważanych za groźnych facetów, oraz
wytapetowanych dziewczyn w skąpych strojach, mogła zostać taką
właśnie laską, z którą nikt za bardzo by się nie liczył, albo
zacząć brać przykład z tej części damskiej populacji, która
już dawno zrezygnowała z zadbanych paznokci i kanapowego życia. Z
kobiet stawiających się na równi z facetami i potrafiącymi nie
tylko samej dać radę potencjalnemu gwałcicielowi, ale także
strzelać czy zająć się awarią w swoim aucie. I chyba właśnie
przez to Lora nie skończyła jako przesłodzona, tleniona blondynka,
kręcąca się przy najlepszych wozach, w poszukiwaniu kolejnego
sponsora.
Właściwie
to zawsze była bardzo niezależną kobietą, dlatego kiedy Robert
poprosił mnie o jej numer telefonu, przyjąłem to ze śmiechem,
wątpiąc, że dziewczyna w ogóle na niego spojrzy. Ale zapomniałem,
że przecież przeciwieństwa mają w zwyczaju się przyciągać i
tutaj też nie było inaczej. Potem myślałem, że to się rozwieje
po kilku miesiącach bo ktoś tak ułożony jak Brown, ze stałą
pracą, obowiązkami i w miarę poukładanym życiem, będzie zbyt
nudny dla mojej młodszej siostrzyczki. Ale najwyraźniej ta jego
stabilizacja jej odpowiada, skoro trzymają się razem już od
jakichś czterech lat. A ja osobiście też do niego nic nie mam i
chyba wolałbym, żeby ułożyła sobie życie z nim, niż jakimś
typem spod ciemnej gwiazdy. Typem takim, jak ja.
Podjeżdżam
pod dom z niedużą werandą, który jako jeden z nielicznych na tej
ulicy, jest w pełni zadbany. Przed garażem stoi czarny Harley i już
wiem, że moja siostrzyczka postanowiła odwiedzić Roberta.
Oczywiście nikomu nic nie mówiąc, bo i po co?
Nie
gaszę samochodu mając nadzieję, że chłopak zaraz do niej poleci,
a ja będę mógł wrócić do swoich spraw, którymi w najbliższym
czasie należałoby się zająć. Brown jednak nigdzie się nie
wybiera i patrzy na mnie, jakby oczekiwał jakichś wyjaśnień, ale
naprawdę nie mam ochoty na żadne zwierzenia.
– No
co? – nie wytrzymuję w końcu, czym doprowadzam go do śmiechu.
– Czekam,
aż mi wyjaśnisz, czemu tak naskoczyłeś na Lokiego – stwierdza,
wzruszając ramionami i rozglądając się dookoła jakby chciał
sprawdzić, czy nikt nas nie obserwuje.
Mocniej
zaciskam ręce na kierownicy i wpatruje się w logo Porsche,
znajdujące się dokładnie po jej środku. Mogłem się domyślić,
że bez tłumaczeń się nie obejdzie.
– A
po co chcesz wiedzieć? – warczę w końcu z nadzieją, że się
odczepi.
– Bo
z jego reakcji wnioskuję, że to nie było przyjemne, a ty zrobiłeś
to kompletnie bez powodu.
-Ale
miałem rację! Jeśli nikt nie zacznie mu uświadamiać, że jego
miejsce nie jest w pace, to on tam spędzi resztę życia. A
zapraszając go na ploteczki przy porannej kawie, czy idąc na różne
ustępstwa, utwierdzacie go w przekonaniu, że nie ma po co tutaj
wracać – uderzam pięścią w kierownicę – on myśli, że sobie
tam życie ułożył, a do tego jeszcze ta dziwka...
– Elliot
nie jest dziwką, nie zapędzaj się! – próbuje przywołać mnie
do porządku Brown. Spoglądam na niego groźnie, mając nadzieję,
że przez to się trochę opanuje, ale najwyraźniej nie robi to na
nim wrażenia. – Nie lubisz go tylko dlatego, że pracował kiedyś
dla Marshala, tylko nie zapominaj, że to on pomógł Evie i być
może gdyby nie ta pomoc, to dzisiaj byłaby martwa. A co do tego, że
miejsce Lokiego nie jest w więzieniu, to się zgodzę. Ale
wywieranie na nim takiej presji, nie jest wyjściem. Poza tym mógłbyś
okazać mu chociaż trochę wdzięczności za to, co robi. Bo
przypominam, że nie tylko Białą Damę dla ciebie znalazł! –
niemal na mnie krzyczy, po czym najnormalniej w świecie opuszcza
samochód.
Patrzę,
jak zarzuca kaptur na głowę, chociaż wcale nie jest zimno i idzie
w kierunku niewysokiej brunetki, która w koszulce na ramiączka
wyczekuje go na werandzie. Chłopak pokonuje po dwa schodki i podnosi
jej drobne ciało do góry, całując się z nią na powitanie, na co
mimowolnie reaguję skwaszoną miną. Widzę ciernistą różę
wytatuowaną na ramieniu Lory, której łodyga ciągnie się aż do
łokcia.
Moja
siostra odrywa się w końcu od Roberta i macha do mnie z uśmiechem.
Przynajmniej ona ma dobry humor, bo mnie jakoś on dzisiaj opuścił.
Podczas
drogi powrotnej do domu myślę o tym, co mi powiedział Brown i
dochodzę do wniosku, że częściowo miał rację. Życie bardzo
doświadczyło Lokiego. Bloom była jego najlepszą przyjaciółką i
zajęła się wychowaniem chłopaka po tym, jak stracił rodziców.
Nie ma co się dziwić, że załamał się po jej śmierci zwłaszcza,
że umierała w jego ramionach a on nic nie mógł zrobić. Ale mimo
wszystko nie jest to powód, żeby odcinać się od świata i robić
z siebie męczennika.
Natomiast
Elliota nie lubię, ponieważ... Właściwie, to po prostu go nie
lubię. Bez żadnego ponieważ. To jedna z tych
osób, która działa mi na nerwy tylko tym, że chodzi po Ziemi i
oddycha.
Parkuję
przed warsztatem i wydycham głośno powietrze. Jeśli ktoś jeszcze
będzie zamierzał prawić mi dzisiaj morały, to przyrzekam, że
wyjdę z siebie i ustanę obok. I z trojaczków Parker zrobią się
czworaczki.
Wysiadam
z samochodu i idę do wielkiej hali, gdzie Trevor razem z uroczą
blondynką siedzi na wysłużonej sofie, wpatrując się w ekran
laptopa.
Nieco
zaskakuje mnie widok Locki. Przed trzema tygodniami dosłownie
zapadła się pod ziemię. Jednego dnia była z nami w klubie, a
drugiego spakowała dwie torby podróżne i nie meldując się
nikomu, wsiadła do swojego białego Jaguara i po prostu wyjechała.
Ale w jej przypadku takie wyjazdy są częste. Nie odbiera wtedy
telefonu i zjawia się po kilku tygodniach, odnowiona, zadbana i
cholernie napalona. A wtedy chłopaki mają z niej niezły pożytek.
Locka
tak właściwie nie jest ani typową kobietą z gnatem, ani też damą
która poluje na tego z największym portfelem. Ona po prostu lubi
seks. Zdaje sobie sprawę, że jest obiektem pożądania wielu
facetów i wykorzystuje to dla czystej zabawy. A kiedy trzeba,
potrafi spiąć pośladki i nad sobą zapanować. Tak, jak na
przykład teraz.
– Co
macie? – pytam bez zbędnych uprzejmości, opierając się o sofę
i zerkając w urządzenie, które blondynka trzyma na kolanach.
– Co
się tak od razu jeżysz, koteczku? Spokojnie, kończymy właśnie -
spogląda na mnie z uśmiechem – twój starszy brat był tak miły,
że wysłał nam kopię kartoteki tej dziuni, którą jakimś
magicznym sposobem zdobył i przejrzeliśmy ją, ale jest bardzo
nudna – celowo wykręca szyję udając, że się przeciąga, abym
mógł spojrzeć w jej głęboki dekolt.
– Do
rzeczy! – ponaglam, a Locka spogląda na mnie wyraźnie
poirytowana.
– Tutaj
są wszystkie istotne informacje. – podaje mi czarną, wypchaną
teczkę i odchodzi obrażona, jakbym ją śmiertelnie uraził.
Siadam
obok Trevora, wiedząc, że mam jeszcze chwilę, bo z akcją i tak
musimy poczekać do wieczora. Wykorzystuję więc ten czas, żeby
bliżej zaznajomić się z Andreą. Zaskakuje mnie, że jest w moim
wieku, ale nie widzę możliwości, żebyśmy mogli się znać.
Chyba, że przespałem się z nią kiedyś i choć nawet patrząc na
zdjęcia nie przypominam sobie jej, to rozważam taką opcję.
Znajduję
obecne zdjęcia jej domu a także te sprzed kilku lat i zaskakuje
mnie, że tak się od siebie różnią. Mianowicie chodzi o okolicę.
Po chwili wszystko staje się jasne, gdyż z notatek które dołączone
są do zdjęć jasno wynika, że trzy lata temu był wielki pożar, w
którym doszczętnie zniszczone zostały cztery domy i zginęło
sześć osób. A najciekawsze jest to, że w przypadku Andrei, ogniem
zajęła się tylko niewielka część ogrodu. Wszystko ma ręce i
nogi, bo była wtedy susza, a domy znajdowały się niedaleko lasu.
Kiedy on zaczął płonąć, one zaraz za nim. Z notatek wynika, że
jej posesję ochronił świetny system przeciwpożarowy i interwencja
straży pożarnej, która w końcu ogarnęła sytuację. Może. A ja
mimo wszystko upierałbym się, że był to sprytny sposób pozbycia
się ciekawskich sąsiadów. I nie wierzę, że zupełnie przypadkiem
Andrea potem wykupiła wszystkie te cztery działki, aby powiększyć
swój ogród. Nie wspominając już, że dzięki temu w promieniu
ponad pół kilometra nie ma żadnych sąsiadów.
– Ciekawe,
co? – zagaduje Trevor, kiedy ja zamyślony wpatruję się w
notatki.
Kiwam
głową i przeglądam papiery w poszukiwaniu kartoteki Białej Damy.
– Przestudiowałeś
to wszystko?
– Przeglądaliśmy
to z Locką. Kobieta ma zrytą banię, ale jest sprytna. Jej dziecko
urodziło się dużo za wcześnie i dlatego zmarło. A ona popadła w
jakiś szał i wysłała swojego faceta do szpitala z jedenastoma
ranami po nożu. Potem jeszcze przyznała przed sądem, że chciała,
żeby zginął. Że zniszczył jej całe życie.
– A
te porwania?
– Właściwie
to nic o tym nie ma. Raz jedynie, kiedy policja wtargnęła do domu
jakiegoś gościa zamieszanego w przemyt narkotyków, znalazła jej
odciski palców w kilku miejscach. Problem polegał na tym, że ten
facet zaginął, a ona zeznała, że poznała go w klubie i spędziła
z nim noc. Poza tym tuż przed tym zdarzeniem była na wakacjach i
miała na to dowody. Uznano, że mężczyzna uciekł a Andrea
rzeczywiście była tam tylko przypadkowo. Jest jeszcze kwestia tego
pożaru, ponieważ nie odnaleziono szczątków ciała pewnej
nastolatki, która miała zginąć w jednym z domów. Wśród
ocalałych też jej nie było, więc chyba zapadła się pod ziemię.
Kiwam
głową słuchając tej historyjki. Albo Andrea rzeczywiście coś
knuje, albo po prostu ma pecha. Tak czy owak to ona wynajęła
Bradley'a żeby nas szpiegował i coś mi mówi, że to również za
jej sprawą to dziwne zdjęcie znalazło się w moim samochodzie.
Wstaję
powoli, nadal porządkując sobie w głowie zdobyte informacje.
– Xander
wysłał nam plan domu w trójwymiarze. – Locka pokazuje mi laptop,
ale nadal wygląda na obrażoną.
Widzę,
że do domu Andrei prowadzi długi podjazd, co bardzo ułatwia
wykonanie mojego planu. Znajduję też świetne miejsce, którym
dostaniemy się do środka i jestem naprawdę zadowolony, bo
przynajmniej wieczór będę miał udany.
Zmieniam
jeszcze ubranie na bardziej stosowne i stwierdzam, że jedyną
rzeczą, do której w swoim zawodzie nigdy nie przywyknę, są
niektóre części garderoby, które w takich sytuacjach są
niezbędne, a przy tym cholernie niewygodne i uciskające.
– To
co przygotowałeś nam na ten wieczór? – pytam Trevora.
Uśmiecha
się tajemniczo i pokazuje ręką, żebym szedł za nim.
Idziemy
niemal na koniec garażu gdzie stoją dwa czarne BMW w wersji
Security, z szybami kuloodpornymi o grubości dwudziestu sześciu
milimetrów, wzmacnianą konstrukcją i oponami odpornymi na
przestrzelenie.
Obaj
z blondynem tylko się uśmiechamy, ale w rzeczywistości każdy z
nas wie, jaką za chwilę będziemy mieć zabawę. Bo dla mnie
osobiście jest to czysta rozrywka.
Nieme
zachwycanie się tymi zabawkami przerywa nam wtargnięcie zziajanego
Christophera, który za wszelką cenę próbuje doprowadzić swoje
potargane włosy do porządku.
– Przepraszam
za spóźnienie, robiłem sekcję zwłok – tłumaczy.
– Komu?
– interesuję się, bo jakoś nie przypominam sobie, żeby ktoś
nam ostatnio zszedł.
– Gołębiowi.
– Wzrusza ramionami, jak gdyby było to coś najnormalniejszego w
świecie i widząc moją dość głupkowatą minę, zaczyna
wyjaśniać: – Na naszym osiedlu nie ma gołębi. A tego znalazłem
w niedzielę nad stawem i to martwego. Coś musiało się stać.
– I
trzymałeś w domu zwłoki gołębia? – Mrużę oczy, bo naprawdę
nic nie rozumiem.
– Oj
tam, w domu. W lodówce, bo przecież zaczęłoby śmierdzieć –
stwierdza, jakby to było oczywiste.
Nie
ciągnę tego tematu, bo to nie ma sensu. Ale Trevor najwyraźniej
jest bardziej ciekawski, niż ja.
– I
co było powodem śmierci?
– Prawdopodobnie
zdechł z przyczyn naturalnych. Nie wiem, nie znam się na gołębiach
– odpowiada jakby ze zmartwieniem brunet.
Trevor
chyba też traci wiarę w Chrisa i po prostu otwiera drzwi do
samochodu, gestem zapraszając, żeby ten zajął miejsce pasażera.
Kiedy Cox siedzi już w aucie, Hael kręci z politowaniem głową i
sam zajmuje miejsce kierowcy.
Wsiadam
do drugiego samochodu i czekam, aż Locka łaskawie do mnie dołączy.
Wsiada, ale nie odzywa się do mnie ani słowem, jakbym naprawdę
powiedział jej coś przykrego. A przecież tylko nie spojrzałem się
na jej cycki! Do cholery, czy jeśli jestem w stałym związku, to
źle, że nie patrzę na inne? Przechodzi mi przez myśl że może je
powiększyła, bo przecież trochę czasu jej nie było, więc zerkam
na nie dyskretnie, ale wszystko jest tak, jak zwykle. Naprawdę jej
nie rozumiem.
– Pomyśl
sobie, że gdyby nie sojusz, to nie musiałbyś się tak kryć z
załatwieniem tej dziuni – Mówi w końcu, jednocześnie
odpakowując lizaka. – pojechałbyś tam, wpakował jej pełen
magazynek w pizdę i podpalił chatę, a potem ścigany przez gliny z
całej okolicy, wracał do domu. A tak?
Spoglądam
na nią ze świadomością, że mówi jak najbardziej dosłownie.
Jeszcze kilka lat temu tak właśnie bym zrobił. Trzeba przyznać,
że sojusz z Agencją rzeczywiście ogranicza. Niby to dzięki niemu
ja, moi bracia i nasza ekipa, jesteśmy wolni i nie grozi nam ponowne
trafienie za kratki, ale jak przez ponad dwadzieścia lat żyło się
w przekonaniu że kradzież paliwa jest czymś normalnym, podobnie
jak pozyskiwanie pieniędzy z napadów na banki, handlu narkotykami
czy przekrętów podatkowych, w których absolutnym mistrzem jest mój
młodszy braciszek, to potem trudno jest przywyknąć, że narkotyki
nagle są złe, na stacji benzynowej sprzedają nie tylko
prezerwatywy, ale i paliwo, a do banku chodzi się głównie po to,
żeby – co najdziwniejsze – zapłacić rachunki.
Prawdę
mówiąc i tak nie jesteśmy całkiem w porządku względem Agencji,
bo takie akcje jak ta dzisiejsza, z pewnością szybko doprowadziłyby
do anulowania naszej umowy, ale ciężko jest tak z dnia na dzień
zmienić się całkowicie. Nawet, jeśli pierwotnie miało się
zostać Agentem. Mimo że ja osobiście nigdy tego nie pragnąłem.
Nie
byłem patriotą, wierzącym w ideały i chcącym zmieniać świat.
Wręcz przeciwnie, bo moja matka, choć uważana za świetną
agentkę, nie miała talentu do wychowywania dzieci. Nie przekazała
nam żadnych wartości, prawdę mówiąc niewiele ją w ogóle jako
dzieci obchodziliśmy. Podejrzewam nawet, że większość swoich
zakończonych sukcesem misji zawdzięczała dawaniu dupy tym najwyżej
postawionym. Smutne, lecz prawdziwe. Zdradzała nawet mojego ojca ale
on na szczęście w końcu przejrzał na oczy i ją zostawił. Szkoda
tylko, że razem z nią mnie, Domeina i maleńką Ericę. Miał mieć
oko na Xandera, którego Luiza wysłała do poprawczaka. Co prawda
próbował się z nami widywać, ale później, kiedy Agencja znowu
zaczęła na niego polować, musiał się ukrywać i kontakt niemal
nam się urwał. Dopiero po wypadku matki i jej śmierci, zaczął
się odzywać. I w przeciwieństwie do niej był takim ojcem, o
którym pewnie każdy dzieciak marzy. Może z wyjątkiem tego, że
chwilami zachowywał się gorzej niż rozwydrzony bachor. I to akurat
mu z wiekiem nie minęło.
W
połowie drogi do posiadłości Andrei dostajemy potwierdzenie od
Xandera, że w domu znajduje się tylko ona i czterech mężczyzn.
Chwile później Locka przejmuje dowodzenie nad systemem
antywłamaniowym i po prostu go wyłącza.
Brama
prowadząca na teren posiadłości rozsuwa się a ja przyśpieszam i
upewniam się, że towarzysząca mi blondyna ma zapięte pasy. Nie
zwalniam, kiedy widzę okna i drzwi tarasowe. Rozbijam je, dosłownie
wjeżdżając do domu Andrei i niszcząc jej salon. Uderzenie jest
silne, ale nie na tyle, żeby zrobić mnie czy Locce większą
krzywdę. Niemal w tym samym momencie Trevor w taki sam sposób jak
ja, dostaje się do środka z drugiej strony, przez domową
oranżerię.
Nie
mam pojęcia czy którykolwiek z domowników domyśla się, po co
przybyliśmy, ale blondyn, który w szoku przygląda się autom
stojącym w pozostałościach salonu, na pewno w tej chwili jest
mocno zdezorientowany.
Wychodzę
z samochodu kaszląc od unoszącego się wszędzie kurzu i
korzystając z okazji, że Locka zdążyła już zapanować nad
sytuacją i zastrzelić blondyna, chcę rozpocząć poszukiwanie
Andrei. Przeładowuję trzymanego w ręku glocka i ruszając w
kierunku schodów napotykam wysokiego szatyna, który wygląda, jakby
miał się rozpłakać. Stoi w przejściu i ze strachem patrzy na
broń, a ja przyglądam się mu dłużej niż sekundę głównie
dlatego, że jest młody, nawet bardzo. Wydaje mi się, że nie może
mieć więcej niż osiemnaście lat, a przez swoją niemal
nienaturalną chudość wygląda jeszcze bardziej dziecinnie.
Pojawia
się między nami Trevor i powalając chłopaka na ziemię, zostawia
mi wolne przejście.
Przypominam
sobie, że jestem tu z konkretnego powodu i nie zawracam sobie głowy
szatynem. Dzięki wyczulonemu słuchowi orientuję się, że kobieta
jest na trzecim piętrze, więc to tam się udaję zwracając uwagę
na każde, nawet najdrobniejsze szmery. W przeciwieństwie do tych
kurewek z dołu, ona z pewnością jest przygotowana na wypadek
nalotu, chociaż niekoniecznie naszego.
Kiedy
pokonuję ostatni schodek prowadzący na trzecie piętro budynku,
dostrzegam ją, stojącą dokładnie naprzeciwko mnie, w drzwiach
balkonu. Nawet nie próbuje się przede mną ukryć, a wręcz
przeciwnie, stoi dumnie i patrzy wprost na mnie. Mało tego, uśmiecha
się triumfalnie i nie do końca wiem, czym to jest spowodowane.
Wyciąga
dłoń i nakazuje, żebym do niej podszedł. W rękach nie ma broni a
jedynie kieliszek prawdopodobnie z czerwonym winem, co naprawdę
zaczyna mnie niepokoić. Tak nie zachowuje się człowiek w pułapce,
a jedynie taki, który pewien jest wygranej, dlatego mój mózg
pracuje na najwyższych obrotach. Staram się analizować każdy
dźwięk i obraz, ale jestem pewien, że oprócz nas na piętrze nie
ma nikogo. Mimo to coś mi mówi, żeby podejść jeszcze bliżej,
jakby to ona mnie hipnotyzowała. A przecież powinno być na odwrót.
Zatrzymuję
się w drzwiach niewielkiej sypialni, urządzonej niczym dla małej
dziewczynki. Wszechobecny róż, falbanki oraz łóżko z baldachimem
sprawiają, że mam ochotę zwrócić ostatni posiłek. Przesadna
słodycz zawsze powodowała u mnie mdłości. Nie wspominając o tym,
że w takich miejscach czuję się bardzo nieswojo.
W
końcu też mam okazję bliżej przyjrzeć się Białej Damie i
stwierdzam, że w pełni zasłużyła sobie na taki pseudonim.
Kobieta
jest w sięgającej ziemi kremowej sukni, niczym wyjętej z
dziewiętnastego wieku. Z niewiadomych przyczyn kojarzy mi się też
z Białą Królową z Alicja w Krainie
Czarów, głównie przez makijaż i jasne włosy. Jest jednak
dużo starsza i brzydsza niż postać z filmu, co zauważam po
zaledwie chwili obserwacji.
– Dużo
wydałaś na operacje plastyczne? – Pytam, zanim dociera do mnie,
że nie powinienem mówić tego na głos.
Kobieta
nie wydaje się uszczęśliwiona tym pytaniem. Bierze łyk wina i
uśmiecha się cynicznie.
– Jednak
to co o tobie mówią, to prawda. – Stwierdza przechylając głowę
na bok i świdrując mnie ciemnoniebieskimi oczami, jakby chciała
mnie przewiercić na wylot.
– A
co konkretnie mówią? Lubię słuchać plotek na swój temat. –
Uśmiecham się mierząc z nią wzrokiem.
– Że
jesteś bezczelny i nie liczysz się z ludzkim życiem – Mówi
kwaśno. – i że nie boisz się śmierci, a mnie osobiście
odrzucają odważni faceci, więc mimo iż jesteśmy w mojej
sypialni, to do łóżka cię nie zaproszę.
– Lepiej
jak siedzi i ładnie wygląda? Łatwiej wtedy nim manipulować,
prawda? Poza tym nie chowam urazy, ja też plastiku do łóżka nie
przyprowadzam. – Uśmiecham się słodko i puszczam oczko do
Andrei, co najwyraźniej ją irytuje, ale prawie nie daje tego po
sobie poznać.
– I
do tego tak bardzo pewny siebie. To chyba jest u was rodzinne,
prawda? Twoi bracia są niewiele skromniejsi. Po ojcu odziedziczyłeś
ten buntowniczy charakter. Ale już niedługo, Cameronie.
– Znasz
mojego ojca? – Pytam, choć nie powinienem, jednak ciekawość
zwycięża.
– Lepiej,
niż mógłbyś przypuszczać. Znam też ciebie i wiem, jaki jest
twój sekret – uśmiecha się.
A
ja właśnie zdaję sobie sprawę, że pomimo patrzenia jej w oczy,
nie mogę dostać się do jej umysłu. Jakby mi to blokowała, co
oczywiście jest możliwe, ale trzeba najpierw wiedzieć, jak to
zrobić. A więc ona wie. Wie, że jestem mutantem.
– To
nie jest aż tak wielki sekret – mówię w końcu.
– Oboje
wiemy, że jesteś wynikiem nieudanego eksperymentu. Tacy ludzie jak
ty nie powinni w ogóle istnieć i choć to dla ciebie bolesne, to
jak najbardziej prawdziwe. Ale nie musisz się martwić. Już
niedługo wszystko się skończy. – Szepcze konspiracyjnie, ale
widzę coś dziwnego w jej oczach.
Chwieje
się i mam wrażenie, że upadnie, ale przytrzymuje się dłonią
parapetu.
– Grozisz
mi? – Unoszę brwi, bo podziwiam jej upór.
– Ja
już nic ci nie zrobię, ale wykonałam swoje zadanie najlepiej, jak
umiałam – sapie, łapczywie dopijając wino i wywracając w
nienaturalny sposób oczami.
– Jakie
zadanie? Co ty do cholery robisz? – Podchodzę i brutalnie łapię
ją za włosy, a ona patrzy na mnie, jakby powoli traciła
świadomość.
– Mutanci
muszą zginąć. Wszyscy. Eksperyment wymknął się nam z pod
kontroli... – Mamrocze pod nosem, osuwając się na ziemię.
Widzę,
że dzieje się coś złego i wątpię, żeby było to spowodowane
upojeniem alkoholowym. Spoglądam jednak na pustą lampkę po winie,
po czym biorę ją do ręki i wącham. Dociera do mnie, że Andrea
się otruła i w bardzo sprytny sposób popełniła samobójstwo. Na
moich oczach, a mimo to bez mojej wiedzy. Automatycznie sprawdzam jej
puls, ale jest już niewyczuwalny. To logiczne, że w obliczu
zagrożenia odebrała sobie życie. Podczas tortur mogłaby
nieumyślnie kogoś wydać.
Wzbiera
się we mnie czysta wściekłość, chociaż głównie na samego
siebie, bo nie zorientowałem się w porę. Strzelam do ciała
jeszcze dwa razy, dla zwykłego wyładowania i biegiem ruszam na dół.
– Co
z nimi zrobić? – Zaczepia mnie Trevor, pokazując na siedzących
pod ścianą mężczyzn.
Przez
chwilę patrzę na przerażenie wymalowane w oczach tych kurewek, aż
w końcu napotykam spojrzenie tego szatyna, którego jeszcze parę
lat temu zapewne z chęcią bym przeleciał, bo zawsze miałem
słabość do tego chłopięcego typu urody. Nawet teraz wzbudza on we
mnie mieszane uczucia, ale nie tylko ze względu na wygląd. Chodzi
też o ten strach. Kręci mnie, jak ludzie się boją. I dociera do
mnie, że oni wszyscy nie mają pojęcia, co się dzieje. Na nic nam
się nie przydadzą.
Patrzę
na pistolet, który nadal trzymam w ręku i zamiast odpowiedzi,
strzelam temu szatynowi prosto w głowę, po czym spoglądam na
Trevora. Odwracam się, żeby wyjść, a za plecami słyszę jeszcze
dwa strzały. Nawet nie mam ochoty patrzeć, jak giną. Bawi mnie
komizm tej sytuacji. Żeby chronić swoją nastoletnią córkę,
zabiłem właśnie nastolatka. Choć po chwili uświadamiam sobie, że
wcale nie musiałem go zabić. Miałem pozbyć się Andrei, nie jego.
Strzeliłem dla czystej przyjemności.
I
w całej tej sytuacji najlepsze jest to, że nie mam nawet wyrzutów
sumienia.
Okej, rozdział jest długaśny, ale nie chciałam go dzielić na dwie części, a po takiej przerwie dodawanie czegoś na trzy strony byłoby po prostu śmieszne. A nie dodawałam go tak długo, bo po prostu nie podoba mi się on i cały czas miałam nadzieję, że mnie coś natchnie i uda mi się napisać coś lepszego. Ale tak się nie stało, więc daję wam to i liczę, że mnie nie zlinczujecie xD No i jest sprawdzany tylko pobieżnie, a tymi dialogami zajmowałam się wczoraj wieczorem, więc jak są błędy, a ktoś chce, to proszę wytykać co i jak :D
Wiele osób zarzuca, że Cameron pomimo dość już poważnego wieku, zachowuje się szczeniacko. Ja o tym wiem, ale on właśnie taki ma być. Jedni są poważniejsi, a inni po prostu nigdy nie dorastają i Cami się właśnie do tej drugiej grupy zalicza.
Po drugie, to zanim zaczną się dyskusje, to tak, Cami jest biseksualny. To nie ma jakiegoś większego znaczenia, ale taki tam fakt o nim.
I co do Lokiego i poprzedniego rozdziału, to Loki NIE JEST bratem Camerona. Jest tylko przyjacielem i informatorem. Przeanalizowałam jeszcze raz szóstkę i nigdzie nie jest napisane o ich pokrewieństwie, więc nie wiem, czemu niektórzy tak uważają. Cami ma dwóch braci, bliźniaków: Xandera i Domeina. Ale rozumiem, że niektórzy mogli się zgubić, więc wyjaśniam ;)
To chyba tyle. Dodam, że jestem bardzo ciekawa, co myślicie i teraz już z czystym sumieniem, bo rozdziałów kilka mam napisanych, mogę poinformować, że nowości będą się pokazywać co 2-3 tygodnie, nie rzadziej.
I zanim zapomnę, pojawili się nowi bohaterowie :D
Do napisania :3
Skomentuję jeszcze w tym tygodniu, ale zajmuję sobie miejsce!
OdpowiedzUsuńDzisiaj zabrałam się za nadrabianie zaległości na większości blogach i tak jeszcze trafiłam do Ciebie, bo akurat miałam na to ochotę no i dawno nic nowego u Ciebie nie było.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że rozdział jest dłuższy niż poprzednie i masz rację, nie opłaca się dzielić rozdział na kilka, tym bardziej, że była długa przerwa w publikacji. Sama doszłam do tego wniosku, skoro wstawiam rozdziały raz na miesiąc (akurat tak wypadło), to lepiej dać coś dłuższego i porządnego niż jakieś kilka zdań i koniec.
O tym, że Cami jest biseksualny to trochę mnie to zaskoczyło. Zwłaszcza, gdy patrzył na tego chłopaka. A już zapragnęłam czegoś więcej między nimi... Nie dasz może wątku yaoi? Czyli miłości męsko-męskiej? xD Nie żebym była fanką chłopak+chłopak, ale odmienność może być ciekawa. ;D
Nie rozumiałam też zachowania Camiego, gdy zabił tego chłopaka. Czy ten młody był czemuś winien? Czy wiedział w ogóle kim tak naprawdę jest Andrea? Można było go oszczędzić. Cami, ty brutalu! W tej kwestii to go potępiam, choć wiem, że ma być brutalny.
Fajnie też, że dosłowni wbili na chatę kobietki xD takie coś to ja lubię. :) Co do Białej Damy... mądra babka, otruła się by nie męczyć się ani oszczędzić sobie tortur. Tylko zadziwia mnie, że tak postąpiła. Odważny krok. Chociaż gdyby chciała ich zrobić w bambuko i na chwilę otruć się, by potem wrócić do świata żywych, to teraz raczej nie ma szans XD pewnie dlatego ubrała się w piękną suknię. Choć z drugiej strony... skąd wiedziała, że akurat tego dnia po nią przyjadą? Musiała być przygotowana. No... chyba, że codziennie ubierała się w takie suknie i nosiła przy sobie wino z trucizną. Ale to wtedy wariatka i paranoja. A może w jej przypadku to było normalne?
Czekam na ciąg dalszy! :) I na rozwinięcie z tymi mutantami oraz Agencją. Ciekawy wątek i chciałabym dowiedzieć się o tym czegoś więcej. Wyczuwam też, że Cam ma jakieś moce, tylko nie wiem dokładnie jakie.
Weny i pozdrawiam! :)
Hejka :)
OdpowiedzUsuńMnie tam wcale nie wydawał się długi, właściwie całkiem szybko mi się go przeczytało.
Chłopaki mogli się wstrzymać z tą akcją i może niekoniecznie działać tak bez wiedzy Agencji. W każdym razie gdybym była ich szefostwem, to mieliby przerąbane, szczególnie, że przez tą ich samowolkę stracili Andreę.
Szczwana z niej bestia, swoją drogą. Nie dość, że zablokowała Camiego, to jeszcze się otruła, żeby unkinąć tortur.
Przynajmniej wiemy tyle, że ktoś ze zwykłego kaprysu chce wybić wszystkich mutantów. Super xD
Cami mógł sobie darować przy tym ostatnim chłopaku. W końcu był w wieku jego Isobel. Tak samo jak ona na pewno miał kochającego tatę i mamę.
Pozdrawiam!
Hmmm, zrobiłaś niezłe yolo. Jestem ciekawa jak zabicie Białej Damy wpłynie na losy tego opowiadania, bo nie ukrywam, że myślałam, że to będzie główny wątek, że oni będą się nawzajem ścigać, rozpracować siebie i tak dalej. Zaskoczyłaś mnie bardzo. Locka jest taką małą piczą, ale w sumie polubiłam ją :D Nie pochwalam takiego zachowania, ale opisałaś je w taki sposób, że mnie to akurat rozśmieszało.
OdpowiedzUsuńHej :) Przepraszam, ale dzisiaj będzie krótko. Chciałam tylko napisać, że udało mi się nadrobić poprzednie rozdziały. Jak pojawi się następny rozdział to rozpiszę się. Teraz już nie zdążę. Przepraszam i mam nadzieję, że mi wybaczysz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://wzburzone-fale.blogspot.com/
Nie mam w zwyczaju ściemniać. Albo coś czytam albo nie. Nie mogłabym ocenić opowiadania, gdybym przeczytała na przykład ostatni rozdział, który dodałaś.
UsuńPozdrawiam,
http://wzburzone-fale.blogspot.com/
Widzę, że u ciebie też się ta osoba pojawiła, która ciągle zmienia adresy blogów, nicki, a potem jeszcze komentuje u wszystkich tak jakby dopiero co zapoznawała się z blogami, które wcześniej przecież czytała, tyle że pod innym nickiem... żenada.
UsuńHejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńJak zwykle jestem spóźniona xD
No takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Andrea popełniła samobójstwo? Tym mnie bardzo zaskoczyłaś. Szczerze powiedziawszy to na początku nie wiedziałam, co się z nią dzieje. Ale sprytnie to wszystko wymyśliła :D W sumie to dobrze, że popełniła samobójstwo, jeśli nie miałaby kogoś tam wydać. Ale z drugiej... Nie wiadomo z nim współpracowała.
Kolejna rzeczą, jaka minie zaskoczyła, to to, że Cameron jest wynikiem jakiegoś eksperymentu (naprawdę nie wiem, jak to nazwać).
Czekam na dalszy rozwój akcji :D
Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
Maggie
Fajny tekst, bardzo miło się czytało
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziubku, przeczytałam, ale muszę znaleźć chwilę na sensowny komentarz ;*
OdpowiedzUsuńHej, kochana!:*
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału zdałam sobie sprawę jak bardzo (i to naprawdę bardzo!) tęskniłam za tym opowiadaniem. Ogólnie za twoją twórczością! Może więc też dla tego niezmierni się cieszę, że masz coś napisane w przód :D :D
Jak się pewnie spodziewasz, rozdziałem jestem zachwycona! Zwłaszcza podobają mi się opisy, (co jest dość rzadkie) które nie tylko pozawalają się dowiedzieć mnóstwa ciekawych informacji odnośnie bohaterów, ale również pozwalają wyobrazić sobie wszystko przed oczami. Co zwłaszcza dla mnie jest bardzo ważne, bo to oznacza, że opowiadanie jest bardzo dobre. A twoje zdecydowanie do takich należy :)
Zacznę troszkę od końca, jednak mam nadzieje, że nie będzie ci to przeszkadzać.
Nie spodziewałam się, że Cameron jest biseksualny. Nie żebym miała coś temu przeciwko, wręcz przeciwnie uważam, że nadaje to historii oryginalności i otwiera drzwi do wielu ciekawych wątków, ale po prostu mnie tym zaskoczyłaś. I to zresztą jak! Musiałam przeczytać ten fragment kilkukrotnie, żeby się upewnić czy się przypadkiem coś mi tam w główce nie pomyliło :P
Sama postać Białej Damy zawsze wydawała się sprytna, jednak tym samobójstwem to już mnie rozwaliłaś. Po prostu ( w jej przypadku, bo halo - kto chce sobie umrzeć?!) śmierć idealna! Nie będą jej torturować, ogólnie nic jej nie zrobią, a ona sobie po prostu zaśnie - bezboleśnie i szybko. A dodatkowo zrobić tym na złość jeszcze tylu osobom - nie wspomnę już nawet w jakim stanie musiała Camerona zostawić przez te kilka ostatnich słów. Po prostu mega! Więcej takich bohaterów poproszę :D
Zaskakuje mnie jest fakt skąd ona wiedziała, że to wszystko stanie się właśnie w tamten dzień, w tamtym momencie? No bo proszę Cię... Nikt nie chodzi przez całe dnie z kieliszkiem czerwonego wina i trucizną w ręce tak tylko na wypadek jakby dzisiaj mnie mieli zabić. To by było troszkę bardzo nienormalne! W takim razie jak?! Skąd ona wiedziała? Czyżby jakiś zdrajca? A może podsłuch?
"Natomiast Elliota nie lubię, ponieważ... Właściwie, to po prostu go nie lubię. Bez żadnego ponieważ. To jedna z tych osób, która działa mi na nerwy tylko tym, że chodzi po Ziemi i oddycha." -> uwielbiam ten fragment! Po prostu trafiłaś w sedno.. Bo przecież każdy zna choćby jedną osobę ( a może nawet i więcej ), których po prostu nie lubi i nie może znieść choćby nie wiem co, ale nie potrafi powiedzieć dlaczego. Nie lubi ich i już. "Bez żadnego ponieważ" :D :D
Z niecierpliwością czekam na następny!
Ściskam!:*
WTF? O.o Nie skomentowałam? Ja pier......ole xD Wybacz mi, serio myślałam, że wszystko mam nadrobione O.o Ah ta praca -,-
OdpowiedzUsuńOpisy bejbe opisy szaleją! Bardzo mi się podobały, przeniosły mnie w inny wymiar.
Cameron eee bi? eee Cóż, jestem tolerancyjna, ale chyba wolałabym wiedzieć, że jest tylko hetero :P
Biała Dama bardzo intryguje, a jeszcze to samobójstwo? Kurcze, zaskok! No, ale z drugiej strony sprytne...
Czekam na nexta bejbe <3 <3 <3
Ach ten Cameron... Przyznaję, że nie popieram wszystkich jego decyzji. W zasadzie to nawet większości, ale cóż - człowieka nie zmienisz. Szczególnie nie ot tak. Fakt, mógł nie zabijać tych, których nie musiał, ale nie zmieni to faktu, że to zrobił. Za to Białej Damy nie udało mu się złapać w szranki. Sprytna z niej była baba. Zastanawiało mnie, dlaczego jest taka pewna siebie. Nie spodziewałam się jednak, że chodzi o to, że zwyczajnie jest zadowolona, że sama kontroluje swój moment śmierci. Zaskoczyło mnie to. Poza tym jej ostatnie słowa dają do myślenia... Mam wrażenie, że kroi się jakaś grubsza sprawa. Chociaż nie potrafię jeszcze wszystkiego poskładać do kupy. Nie mam pojęcia, co może się dalej wydarzyć. Ale w sumie to chyba lepiej? Ciekawość przyciąga do historii. Szczególnie tak dobrze napisanych! Dlatego też oczywiście będę czytać dalej, a jak! Pozdrawiam i weny życzę! :)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak mam Cię przepraszać za moje opóźnienia. W sumie to chyba robię to za każdym razem, bo dziwnym trafem zawsze przybywam do Ciebie spóźniona. Ale żeby aż tyle!? Rozdział przeczytałam dwa razy. Od razu po dodaniu i teraz, bo przez ten czas chyba zapomniałam o większości kwestii, które chciałam poruszyć.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wybaczasz mi to cholerne opóźnienie i przechodzę do właściwej treści.
Zacznę od tego, że bardzo podoba mi się ta rozmowa Roberta i Cama z początku rozdziału. W ogóle to świetne, że łączysz ze sobą różne wątki i że pokazujesz normalne życie swoich bohaterów. Dylematy odnośnie związków, dzieci, podejście bohaterów do różnych kwestii. W końcu nie żyją tylko pracą, mają też zwyczajne problemy.
Coś mi się wydaje, że Camowi jest trochę ciężko przyjąć do wiadomości fakt, że Lora jest z Robertem. Nie mówię, że tego nie popiera tylko po prostu jako brat ma do tego takie hm… sceptyczne podejście. W końcu to jego siostrzyczka, a Robert to kumpel, więc taka dość dziwna sytuacja;D Aczkolwiek życzę im jak najlepiej i mam nadzieję, że kiedyś da Robciowi to upragnione dziecko;D Może kiedyś chłopczyca poczuje macierzyński instynkt.
„ wyjdę z siebie i ustanę obok” – a nie ‘stanę’?
Mega mi się podobał ten dialog o sekcji zwłok gołębia. Wyobraziłam sobie, jakie oni mogliby mieć miny, słuchając tego i padłam xD A potem po raz drugi, gdy Cam zaczął się zastanawiać czy Locka powiększyła cycki. W sumie to nie lubię tej postaci. W sensie Locki. Nie znoszę takich kobiet! I niech się dziołcha ogarnie, bo chyba uważa, że każdy na nią leci i każdy musi zwracać na nią uwagę. Nie dość, że puszczalska, to jeszcze narcyz.
No i akcja! Przyznam, że z początku myślałam, że poszło im trochę za łatwo. Wiem, że to mózgi – cholernie inteligentne – ale cała ta Andrea chyba potrafi o siebie zadbać i dlatego zdziwiłam się, że tak prosto poradzili sobie z wyłączeniem systemu alarmowego i wejściem do jej domu.
„ a mnie osobiście odrzucają odważni faceci, więc mimo iż jesteśmy w mojej sypialni, to do łóżka cię nie zaproszę.” – haahaha
„ szatyna, którego jeszcze parę lat temu zapewne z chęcią bym przeleciał, bo zawsze miałem słabość do tego chłopięcego typu urody” – o łe!
Reasumując… końcówka rozdziału i ta śmierć Andrei wyjaśniła mi dlaczego tak łatwo dostali się do jej domu – spodziewała się ich. A ja się nie spodziewałam, że będzie chciała popełnić samobójstwo. Gdy Cam wszedł do pokoju, a ona nie okazała żadnego strachu, zaczęłam się serio bać. Byłam pewna, że Andrea ma jakiś plan i zaraz jak spod ziemi wyleci chmara ludzi, którzy złapią Cama, zaprowadzą do ciemnej piwnicy i skują kajdanami. Wyczuwałam jakieś niebezpieczeństwo dla niego, jakąś podłość ze strony Andrei, a nie samobójstwo! Ciekawa jestem, co ją do tego skłoniło. Zaczął jej się palić grunt pod nogami? No chyba tak bezwzględna osoba, jak ona, musiała mieć naprawdę dobry powód, żeby odebrać sobie życie. A mnie bardzo ciekawi jaki! I coś mi się wydaje, że jest ktoś, kto w hierarchii stoi wysoko nad nią i gra się jeszcze nie skończyła.
Co do Cama, standardowo jestem przerażona tym, z jaką łatwością zabija ludzi. No i to bycie bi… Dla mnie okropieństwo, ale rozumiem, że Cam taki po prostu już jest:D Tak go sobie stworzyłaś i taki jest. A ja chyba zawsze będę mieć do niego jakieś ale;D
Niebawem (a przynajmniej tak bym chciała) przybędę z komem do kolejnego rozdziału. I jeszcze raz cholernie przepraszam za takie opóźnienia!
Ściskam i całuję! ;*
Przyznam szczerze, że coraz bardziej czuję się zagubiony czytając to opowiadanie. Postaci jest wiele, nie tylko tych co się wypowiadają, ale też tych drugo i trzecioplanowych, co mnie by pewnie nie przerażało, gdybym mógł ich poznać. Ty wtrącasz coś typu "ma córkę, adoptowaną", a ja nawet nie wiem o jakiej ty kobiecie mówisz i po co była wzmianka o niej w tym rozdziale? Czy była ważna, czy to była taka wzmianka ala zapchajdziura? Ja rozumiem, że kiedyś pewnie ona się pojawi i wspomnienie o niej będzie konieczne, ale wtedy możesz bliżej rozpisać ten temat.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że jest coś pomiędzy byciem chłopczycą a byciem dziwką i to nawet na najgorszych dzielnicach się zdarza, bo od dawna wiadomo, że prawdziwe i najpiękniejsze róże wyrosną nawet na betonie, nawet pośród chwastów.
Co do Camerona, to dziwne, że tak łatwo wybaczył ojcu, że ten ich zostawił na pastwę losu i z matką, której nie interesowali i to dlaczego mu to wybaczył? Bo facet okazał się wymarzonym ojcem, czyli sam był trochę jak dzieciak. Ja chyba nie chciałbym mieć takiego ojca, ale u Cama takie zdanie mnie nie dziwi, bo on sam jeszcze nawet w najmniejszym calu nie dojrzał do odpowiedzialnego i nawet minimalnie dojrzałego spojrzenia na świat, by coś rozsądnie ocenić. Póki co działa jak narwany gówniarz, co też udowodnił robiąc tę rozpierduchę i przyznając się do tego, że ma pociąg do chłopców, czyli jak te wszystkie modne nastolatki co udają bi, les czy gejów, bo po prostu nastały takie czasy i jeszcze domagają się tolerancji swojego skrzywienia przez resztę społeczeństwa. Ja nie mówię, że gej to nie człowiek i trzeba go zabić czy leczyć, ale uważam, że nie należy tolerować jego odchyłów i nie pozwolić na to, by to jeszcze bardziej było modne i się rozplęgło jak jakaś zaraza. Ja ostatnio nawet będąc z synem w galerii handlowej zauważyłem dwóch takich chłopaczków jak siedzieli blisko siebie, się trącali, całowali. Podszedłem i zwróciłem gówniarzom uwagę, choćby po to by mój syn na to nie patrzył i argumentowałem to bardzo prosto, bo są rzeczy, do których nie należy przyznawać się publicznie i nie po to by nie wyjść na nienormalnego, tylko by nie okazywać innym jak bardzo jest się skrzywionym. To samo tyczy się odnoszenia z pedofilią, czy uwielbieniem do trójkątów. Nie wiem czy to by było fajne, gdyby facet chodził za rękę z dwiema kobietami na raz i z każdą np miał jawnie dzieci, z obiema mieszkał. Jednak takie tematy są potrzebne, bo jednak są w życiu, więc nie ma co ich unikać w twórczości czy to kinowej czy książkowej. Nie godzę się jednak z tym, by każdy inny bohater tych filmów czy książek w końcu się przekonywał do takich związków lub tępił je w sposób agresywny. Bo ludzie są różni, wielu na to nie bluźni w głos, nie ma ochoty powybijać zębów, a jednak swoje myśli i pod swój dach takich odmieńców nie wpuści, prawda?
Pozdrawiam i chyba dopiero jutro przeczytam kolejny, bo teraz myślę iść spać. Papa.
Z długaśnym ogonem, ale w końcu tu jestem! ;) Myślałam, że czeka mnie więcej rozdziałów do nadrabianiu więc nie obraź się, że cieszę się, że tylko dwa. Bo inaczej raczej tym tego nie nadrobiła za szybko :)
OdpowiedzUsuńW każdym razie wiedz, że wróciłam i czytam. I jak zwykle lubię to co czytam ;)
Jutro albo za dwa dni zabiorę się za 8 :)
Weny ;*
Hello :*
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że to był dobry rozdział! :D od razu stwierdzam, że uwielbiam wszystko co pisane jest ze strony faceta. Nie wiem czemu i lepiej, że sama nie będę wiedzieć xd w każdym razie te jego myśli i zachowanie jest po prostu zajebiste! Nawet w jakimś stopniu (nie obraź się proszę) przypomina takiego psychola lekkiego :D albo mocnego? XDDD
Szczerze to myślałam że akcja z damą zakończy się jednak inaczej... w sumie to nie rozumiem troszkę tego. Ona podrzuciła zdjęcie córki Camerona, sprowokowala go i tak dalej, on wpadł do jej domu i po to by dowiedzieć się ze chcą zabić mutantów? Myślałam że to ma rzeczywiście jakiś związek z jego córka :| no chyba ze to głębsza sprawa :x xd
Pozdrawiam :*
Ojej, wybacz mi, ale w przeciwieństwie do innych, ten rozdział jakoś tak ciężko się czytało :/ Może to kwestia tylu opisów, które zaczęły być tak zawiłe, że aż męczące i ciężkie do ogarnięcia. Fajnie przy takiej wenie wprowadzić więcej dialogów, czy skoków akcji, żeby czytelnikowi się właśnie tak nie nudziło czasami, ale może to też tylko ja tak mam, więc z drugiej strony - nie przejmuj się XD
OdpowiedzUsuńTo upojenie alkoholowe wydawało mi się być napisane jak w książce od chemii, brakowało mi tam czegoś. Jakiejś swobody, albo innego układu zdań, bo po prostu było napisane dość dziwnie XD
Intryguje mnie to, o co chodzi z eksperymentem nad mutantami? Co się nie powiodło, o co chodzi, oni zginą? Ale czemu? Jak? Będą się bronić? Uciekać?