Patrzę na wyświetlacz
telefonu, kiedy aparat po raz kolejny wibruje, oznajmiając połączenie od
Thomasa. Kątem oka zerkam na siedzącą naprzeciwko mnie Chinę, a na jej ustach
dostrzegam ironiczny uśmiech. Wywracam oczami i odbieram w końcu telefon.
–
Chłopaki widzieli cię w centrum handlowym. – Zaczyna dziwnie normalnym tonem.
Powinien
być zły po tym, co mu powiedziałam. I to właśnie sprawia, że zaczynam węszyć
podstęp.
–
Bo w nim jestem. Razem z dziewczynami. – Oznajmiam patrząc na Viv i Chinę.
Chwila
ciszy i westchnienie. Czekam, aż Cooper coś powie i znudzona oglądam paznokcie.
–
Mogliśmy wypaść gdzieś całą paczką, trzeba było tylko...
–
Zawsze jak wychodzimy gdzieś całą paczką, to kończy się to naszą kłótnią i
zepsuciem atmosfery. Nie niszcz mi wolnego czasu. – Rzucam ostro i się
rozłączam.
China
patrzy na mnie, jakby oczekiwała wyjaśnień. Wszystko słyszała, bo dzisiaj w
Cafe Cup jest wyjątkowo mało osób, poza tym udało nam się zająć stolik w
odosobnionym miejscu. Zaczynam wpatrywać się w sufit i wzdycham ciężko.
–
Działa mi na nerwy. – Wyznaję.
–
To wy w końcu jesteście razem, czy nie? – Odzywa się Vivi.
Znowu
jest milcząca, czyli się już wyszumiała i wszystko wróciło do normy. Ale wydaje
się być szczerze zainteresowana tematem związku mojego i Coopera.
–
Właśnie. Określ się w końcu Isy, bo ludzie gadają. Właściwie, to cała szkoła
wie, że jesteście ze sobą, poza tym ty sama wysyłasz mu sprzeczne sygnały. –
Oskarża mnie China.
–
Ja? A niby w jaki sposób?
–
Byliście ostatnio razem na imprezie. Wcześniej chodziliście razem na siłownię i
biegać. Nawet umawialiście się na wieczorne granie na konsoli. Spędzaliście ze sobą każdą wolną chwilę. Nie raz widziano, jak wraca od ciebie po nocy. A teraz on
zachowuje się jak dupek, a ty go cały czas odtrącasz. – Wyjaśnia, a Vivian
energicznie kiwa głową na znak, że się z nią zgadza.
–Bo
na początku nie zapowiadało się, że będzie takim dupkiem. Dopiero niedawno,
kiedy pozwoliłam mu na trochę więcej niż chciałam, zaczął się tak zachowywać.
–
Przespałaś się z nim?! – Wrzeszczy China na pół kawiarni a w tym samym czasie
mała Vivi oblewa się herbatą.
Ludzie
patrzą na nas dziwnie a ja zaczynam się śmiać widząc zażenowanie obu dziewczyn.
–
Chyba chora jesteś. Po prostu po jednej z imprez poszliśmy do niego i się
całowaliśmy. I bynajmniej nie był to pojedynczy pocałunek. Ale przerwałam to, zanim
zaszliśmy za daleko. Od tamtej pory zachowuje się jakbym była jego własnością,
a ja jestem jeszcze za młoda, żeby mnie facet po kątach rozstawiał. Nawet tata
tego nie robi! – Próbuję się tłumaczyć.
Prawda
jest taka, że nie wiem, jak dziewczynom to sensownie wyjaśnić. Cooper jako partner
jest nieznośny. Dlatego pomimo że kiedyś myślałam o nim poważnie, to od kiedy
zaczął zachowywać się jak pępek świata, nie mam zamiaru przystawać na żadne
umawianie się z nim. Choć właściwie czy siedemnaście lat to już na tyle poważny
wiek, żeby koniecznym było być w stałym związku? Śmiechu warte…
–
Może i jest trudny, ale zależy mu na tobie. Poza tym ty też do łatwych osób nie
należysz. – Mówi China, patrząc mi prosto w oczy i zaczyna mnie tym swoim
gadaniem trochę irytować.
– Przepraszam, ale nie mam zamiaru udawać, żeby zyskać w czyichś oczach. A na pewno nie będę przyklaskiwać na coś, co mi się kompletnie nie podoba. – Mówię z najsłodszym uśmiechem na jaki tylko mnie stać.
Przez
jakiś czas siedzimy w milczeniu i każda udaje, że niezwykle interesuje ją
wnętrze trzymanej w ręku filiżanki. Aż się wzdrygam, kiedy mój telefon ponownie
się rozdzwania i tym razem na wyświetlaczu pojawia się głupawe zdjęcie Kierana,
jedzącego burgera.
–
Gdzie ty do cholery jesteś? – Krzyczy, kiedy tylko odbieram.
Odsuwam
od siebie słuchawkę i patrzę na ekran, bo to nie w jego stylu tak na mnie
wrzeszczeć. Wręcz przeciwnie, jest osobą o stalowych nerwach i anielskiej
cierpliwości do mojej osoby.
–
W centrum handlowym, z dziew...
–
I czemu ja nic o tym nie wiem? – Znowu jego ostry ton, który mimo wszystko
przyprawia mnie o ciarki na plecach. – Prosiłem cię, żebyś mi mówiła, kiedy
gdzieś wychodzisz!
–
Przecież byłeś zmęczony. Poza tym jestem z dziewczynami. – Decyduję się w końcu
powiedzieć.– Coś się stało?
Chwila
ciszy i odkaszlnięcie. Zastanawia się, czy mi powiedzieć, czy nie. Czyli, że
coś się jednak stało, tylko ja nie powinnam o tym wiedzieć. To na ten temat
plotkował ostatnio z moim tatą.
–
Gdzie po was przyjechać? – Pyta już łagodniej.
–
Jesteśmy w Cafe Cup. – Wyjaśniam tylko bo wiem, że doskonale zna tę kawiarnię.
Keynes
rozłącza się niemal natychmiast, a ja jeszcze przez chwilę spoglądam na ekran
telefonu próbując zrozumieć, o co konkretnie mu chodzi.
Przyjeżdża
po niecałych dwudziestu minutach wraz z Toby'm i obaj wyglądają na nieźle
zdenerwowanych. Kieran siada obok mnie i zamawia wodę z cytryną, a Collins
przysuwa sobie krzesło z sąsiedniego stolika.
–
Żyję, jestem cała i zdrowa. Szczęśliwy? – Prycham, bo całkiem popsuł mi dziś
humor.
–
Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Warczy wypijając duszkiem całą szklankę zamówionej
przez siebie wody.
Nie
chcę jeszcze wracać, ale nie wyobrażam sobie też spędzenia reszty dnia z
naburmuszonym Keynesem, więc ku zdziwieniu reszty sama proponuję, żeby chłopaki
odwieźli nas do akademika. I chyba tylko Kieran domyśla się, że wewnątrz jestem
po prostu wściekła.
–
Nie bądź zła. – Mówi, kiedy już stoimy pod szkołą a ja chcę wysiadać.
–
Wiem, że coś przede mną ukrywasz. Ty i mój ojciec. I dopóki mi nie powiesz, nie
zamierzam ci niczego ułatwiać. – Wyjaśniam.
Czekam,
aż coś powie. Cokolwiek, co zapewniłoby mnie, że nie mają z tatą żadnej
tajemnicy. Ale on po prostu siedzi na miejscu kierowcy i gapi się przed siebie.
A ja nie mogę w to uwierzyć, bo nigdy nie miał przede mną żadnych sekretów.
Jesteśmy niemal jak rodzeństwo. Dorastaliśmy razem, kłóciliśmy i godziliśmy się
i nie raz zasypialiśmy w jednym łóżku po maratonie horrorów. Więc nie mogę mu
tego darować zwłaszcza, że sprawa najprawdopodobniej dotyczy mnie.
Zabieram
z siedzenia torbę z nowymi Jordanami z limitowanej edycji i wychodzę, choć nadal
mam nadzieję, że usłyszę otwierane drzwi i jego prośbę, żebym poczekała. Ale
nic takiego się nie dzieje, więc po prostu zaciskam pięści i szybko dopadam do
drzwi akademika.
Pojawienie
się na horyzoncie Toby'ego jednak powoduje, że w mojej głowie pojawia się
bardzo ciekawy pomysł. Bo jako bardzo bliski kumpel mojego przybranego
braciszka powinien wiedzieć o jego planach. Tym bardziej, że dzisiaj obaj po
nas przyjechali.
–
Toby! – Wołam za nim.
–
Tak? – Pyta odwracając się i patrząc na mnie.
Nigdy
nie byliśmy w jakichś specjalnie zażyłych relacjach. Właściwie to oprócz
przyjaźni jego z Kieranem łączy nas tylko tyle, że Toby i China to rodzeństwo.
I to takie typowe, gdzie ona robi za denerwującą, rozwydrzoną, młodszą siostrę
a on za wiecznie żartującego z niej i uprzykrzającego życie starszego brata,
choć w rzeczywistości trudno mu ukryć, że chce się o nią troszczyć.
–
Wiesz może, co ostatnio się dzieje z Chiną? – Pytam niby z przejęciem, choć w
rzeczywistości po prostu improwizuję.
–
A coś nie tak? – Marszczy brwi.
Celowo
prowadzę chłopaka w stronę łazienek, ale on jest zbyt zajęty problemem siostry,
żeby sobie to uświadomić.
–
Ostatnio jest dziwna. – Kłamię. – Dziś rano dostała jakąś wiadomość i
wyglądała, jakby się miała rozpłakać. Nie chce mi nic powiedzieć i pomyślałam,
że może ty coś wiesz.
Myślę
sobie, że powinnam zostać aktorką. Wszelkie łgarstwa wychodzą mi świetnie.
–
Nie zwierza mi się z takich rzeczy. – Mówi w chwili, kiedy mamy mijać damską
toaletę, do której w jednym momencie go wpycham.
Nie
trafiam bezpośrednio w drzwi i chłopak uderza plecami o futrynę, ale zaraz
potem ląduje w łazience. Prostuje się i patrzy na mnie z wyrzutem.
–
Co do cholery...
–
Co Kieran przede mną ukrywa? – Pytam, zastawiając mu wyjście.
Chłopak
chce mnie odepchnąć i robi to w mało delikatny sposób, ale mimo wszystko jestem
silniejsza. Powoli zaczyna mnie denerwować i zdaję sobie sprawę, że wraz z tym
moje oczy zmieniają barwę na całkowicie czarną. Próbuję nad sobą panować, ale
nie do końca daję radę, a Toby to dostrzega i chyba zaczyna się bać.
–
Isobell, daj mi przejść. – Prosi cierpliwie, cofając się w głąb pomieszczenia.
– Zanim zrobisz coś, czego potem możesz żałować.
–
Nie musisz się martwić. Nad wszystkim doskonale panuję. – Oznajmiam chłodno. –
A teraz gadaj. Chyba, że chcesz, żebym cię zahipnotyzowała i wyciągnęła to
siłą?
Działa.
Collins jest zdenerwowany, ale staje przede mną i zaczyna mówić.
–
Twojemu ojcu się wydaje, że ktoś na ciebie poluje. Nie wiem, nie znam
szczegółów, ale chodziło o jakieś zdjęcie i kazał Kieranowi mieć na ciebie oko.
– Trochę się jąka, a na moje usta mimowolnie wpełza uśmiech triumfu.
Patrzę
bezpośrednio w oczy Murzyna i wbrew swoim słowom zaczynam go hipnotyzować. Choć
w rzeczywistości to nie jest hipnoza, a zawładnięcie jego umysłem. Mogę wydobyć z niego każdą informację i zmusić do zrobienia czegokolwiek zechcę.
– Zapomnisz
wszystko, co się przed chwilą wydarzyło. I nie powiesz Kieranowi, że się ze mną
widziałeś. – Nakazuję, po czym spuszczam wzrok i szybko staram się doprowadzić
do porządku.
Chłopak
mruga kilkakrotnie i łapie się za brzuch, jakby chciał zwymiotować. Podchodzę
do niego i przytrzymuję, żeby nie upadł.
–
Toby! Nic ci nie jest? – Pytam z udawaną troską.
Chłopak
patrzy na mnie, jakbyśmy się widzieli po raz pierwszy w życiu. Potem rozgląda
się dookoła i przytrzymuje za głowę.
–
Co jest? Czemu jesteśmy w babskim kiblu? – Wydaje się niczego nie pamiętać.
–
Chciało ci się wymiotować, nie pamiętasz?
–
Co? – Dziwi się. – Nie, to chyba jeszcze po wczorajszym. – Mówi.
Kiwam
głową ze zrozumieniem i klepię go po plecach.
–
Znam ten ból. – Uśmiecham się, nadal go podtrzymując, kiedy wychodzimy z
łazienki.
Chłopak
mi dziękuje i oddala się, nadal trzymając za głowę. Odprowadzam go wzrokiem nie
mogąc powstrzymać chytrego uśmiechu i wracam szybko do pokoju, w którym zresztą
już dawno powinnam być.
Vivian
wita mnie ze splecionymi na piersi rękoma, jakbym i jej była winna jakieś
wyjaśnienia.
–
Pani Forebs sprawdzała, czy jesteśmy w pokojach. I wiesz co? Nie było cię.
Wywracam
oczami. No tak. Zapomniałam, że ta kobieta jako nasza akademicka opiekunka ma w
zwyczaju chodzić wieczorami po pokojach i sprawdzać, czy nikogo nie ubyło. Ani
nie przybyło, rzecz jasna.
–
I co zrobiłaś? – Pytam, choć nie jestem tym jakoś szczególnie zainteresowana.
–
To, co zawsze. Puściłam muzykę w łazience i powiedziałam, że maseczkę
relaksacyjną sobie robisz i że prosisz, żeby nie przeszkadzać. – Uśmiecha się.
–
Jestem z ciebie dumna, mój uczniu. – Przyznaję z autentycznym zadowoleniem,
dodatkowo bijąc jej brawo.
Chwilami
zapominam, że pani Forebs jest bardziej naiwna niż dziecko.
Biorę
prysznic i wracam do pokoju, ale rudy stwór leży już w łóżku i chyba przysypia,
więc mówiąc ciche dobranoc kładę się do siebie.
Długo
jednak leżę i nie mogąc zasnąć, gapię się za okno. Jest pełnia, a ja uwielbiam
szwendać się ulicami Las Vegas w czasie pełni. Pomijając to, że w ogóle lubię
łazić nocą po mieście. Wtedy stolica hazardu może być naprawdę ciekawa, o ile
tylko wie się, gdzie się udać. Piękne widoki ze szczytów najwyższych budynków, kluby pękające w szwach, ale też stare, zaniedbane dzielnice, graffiti na murach
które niejeden uznałby za wandalizm czy zwykłe bazgroły, w moim przekonaniu są
czymś pięknym. No i zawsze można napotkać jakąś ciekawą duszyczkę.
Może gdybym była normalna, to nie jarało by mnie tak bardzo, ale ja się właśnie w takim otoczeniu odnajduję. Sama, maszerując nieznanymi uliczkami w poszukiwaniu wrażeń. I wbrew temu, co sądzi Kieran czy mój tata, potrafię o siebie zadbać. Świetnie strzelam, umiem jeździć motorem, choć preferuję samochód i mam szczerą nadzieję, że kiedyś uda mi się umiejętnościami dorównać tacie a wtedy pozwoli mi się ścigać i nie będzie za to robił wyrzutów. Choć on uparcie twierdzi, że nigdy do tego nie dopuści. Dodatkowo jestem najlepszą w szkole koszykarką i co najmniej dwa razy w tygodniu trenuję z tatą albo którymś z wujków, a oni naprawdę potrafią człowieka wykończyć. Tylko wszystkim utarło się, że ponieważ jestem najmłodsza, to taka nieporadna i wiecznie trzeba się ze mną obchodzić jak z jajkiem. I czasem mi się wydaje, że nawet za dziesięć lat oni i tak będą mnie postrzegać jako taką małą, słodziutką Isy. A to jest niezwykle irytujące.
Może gdybym była normalna, to nie jarało by mnie tak bardzo, ale ja się właśnie w takim otoczeniu odnajduję. Sama, maszerując nieznanymi uliczkami w poszukiwaniu wrażeń. I wbrew temu, co sądzi Kieran czy mój tata, potrafię o siebie zadbać. Świetnie strzelam, umiem jeździć motorem, choć preferuję samochód i mam szczerą nadzieję, że kiedyś uda mi się umiejętnościami dorównać tacie a wtedy pozwoli mi się ścigać i nie będzie za to robił wyrzutów. Choć on uparcie twierdzi, że nigdy do tego nie dopuści. Dodatkowo jestem najlepszą w szkole koszykarką i co najmniej dwa razy w tygodniu trenuję z tatą albo którymś z wujków, a oni naprawdę potrafią człowieka wykończyć. Tylko wszystkim utarło się, że ponieważ jestem najmłodsza, to taka nieporadna i wiecznie trzeba się ze mną obchodzić jak z jajkiem. I czasem mi się wydaje, że nawet za dziesięć lat oni i tak będą mnie postrzegać jako taką małą, słodziutką Isy. A to jest niezwykle irytujące.
Przewracam
się po raz kolejny a na mojej poduszce już nie ma chłodnych miejsc, więc po
prostu siadam na łóżku, żeby się czegoś napić. Nie mam już pięciu lat i wiem,
że jeśli tacie wydaje się, że jestem w niebezpieczeństwie, to prawdopodobnie
tak jest. Mimo wszystko coś mi mówi, żeby wyjść na nocny spacer.
Wyciągam
z biurka plik kartek samoprzylepnych i na szybko bazgrolę na jednej notatkę dla
Vivian, w razie gdyby się obudziła i zobaczyła, że mnie nie ma. Chwytam swoją
torbę i po chwili zastanowienia wyciągam spod materaca też niewielki nóż
sprężynowy, o którym wiem tylko ja i ruda. Ubieram się w bluzę
z kapturem, dresy i bezrękawnik, a na nogi wsuwam najwygodniejsze, stare Supry. Związuję też włosy w kucyk i wybiegam z pokoju mając nadzieję, że żadnemu opiekunowi nie przyjdzie do głowy
nocne sprawdzanie korytarzy.
Wiem,
że w akademiku są kamery, jednak nikt nie pilnuje nas dwadzieścia cztery na
dobę, a nagrania są sprawdzane tylko wtedy, jeśli jest jakaś zadyma. Kieruję
się więc na stołówkę, bo są tam boczne drzwi, które niemal zawsze są otwarte,
gdyż niektórzy opiekunowie tamtędy wychodzą palić w nocy, żeby ich uczniowie
nie widzieli.
Wymykam
się i jedyne co mi pozostaje, to przejście furtki a to wymaga wizyty u pana
stróżującego. I tu bycie mutantem również się sprawdza.
–
Przepraszam? – Stukam grzecznie w szybkę.
Po
chwili otwiera starszy, nieco otyły pan, który przygląda mi się uważnie.
Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale dostaję się do jego umysłu bez większych
przeszkód.
–
Daj mi zapasowe klucze do bramki. – Mówię, a on niechętnie i jakby w transie,
ale podaje mi to, czego chcę. – A teraz zapomnij, że tu byłam. – Nakazuję, i
jak w przypadku Toby'ego, przestaję po prostu na niego patrzeć.
Zostawiam
zdezorientowanego mężczyznę i szybko przedostaję się na drugą stronę, nie
zapominając o zamknięciu za sobą wejścia.
Od
razu idę do tej części miasta, której wstydzą się mieszkańcy stolicy hazardu.
Tej, o której nie pisze się w prasie czy nie pokazuje w wiadomościach.
Zapominanej, bardziej mrocznej.
Vegas
to luksusowe sklepy, w których można kupić ubrania najlepszych marek z całego
świata, wspaniale ozdobione ulice i charakterystyczny zapach zdający się za
nami podążać, na który zwraca uwagę każdy, kto po raz pierwszy przyjeżdża do
tego miasta. Często są też świetne koncerty czy VIP-owskie imprezy, bo w końcu
jeśli ktoś jest w stanie zaszaleć w kasynie i przegrać kilka tysięcy, to nie
jest problemem dla niego zapłacenie za występ gwiazdy światowej sławy. Po prostu raj na ziemi, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.
Są
jednak miejsca, w których nie jest tak kolorowo, choć zależy, z jakiej
perspektywy na to patrzeć. Na przykład jeden z zamkniętych odcinków
metra, na który właśnie się udaję. Co prawda nie ma tu tak wielu zdziczałych
gryzoni, jak w innych miastach, ale są bezdomni, bo ubóstwo jest jednym z tych
problemów Vegas, o których się nie mówi, bo przecież psułoby to świetny
wizerunek. Prawda jest taka, że dużo ludzi żyje w skrajnej biedzie i część z
nich znajduje schronienie właśnie w takich odciętych od reszty społeczeństwa
miejscach. A zapach niestety w przeciwieństwie do tego na ulicach nie jest
przyjemny.
Ale
czego się nie robi dla sztuki? Bo w końcu właśnie po to przybyłam w to miejsce.
Już jakiś czas temu zaobserwowałam osobliwe malunki. Najpierw jeden,
przedstawiający piękną, aczkolwiek pozbawioną jednego oka kobietę, pokrytą
tatuażami. Potem było dziecko, z pozoru słodkie i normalne, poza wielką szramą
przechodzącą przez lewą część twarzy. Ostatnio dorosły mężczyzna z zakrwawionym
nożem w ręku. A teraz zdejmuję kaptur i widzę młodą dziewczynę, z żyletką w
jednej dłoni, patrzącą na zakrwawiony nadgarstek drugiej. Nowością są krwawe
łzy spływające po jej policzkach. Coś cudownego, choć odtworzonego tak
realistycznie i w tak wielkim formacie może wydawać się przerażające. I
nieprzypominające niczego, co widziałam na ścianach do tej pory. Jakby ktoś
rysował ołówkiem, a nie sprayem. I przychodzi mi na myśl, że muszę tutaj
przyprowadzić tatę. On na pewno będzie wiedział na ten temat więcej niż ja.
Oczywiście
nie jest to jedyny malunek, gdyż dookoła jest mnóstwo innych, a kiedy już się
komuś znudzą, zostają zastąpione kolejnymi, lepszymi bądź gorszymi. Jednak
autor tego dzieła zawsze mnie zaskakuje i w sumie chciałabym go poznać. Bo moim
skromnym zdaniem osoba, która to stworzyła, jest fenomenalna. Choć każdy ma inne gusta.
Rozglądam
się dookoła poszukując jeszcze czegoś, co wpadłoby mi w oko, ale nie ma już nic
ciekawego, więc kieruję się ku wyjściu. Dostrzegam w jednym z korytarzy
przyglądającą mi się osobę, ale wydaje mi się to normalne, bo w końcu jestem
tutaj intruzem. Nic dziwnego więc, że moja obecność kogoś zaniepokoiła.
Wychodzę
na ulicę i rozglądam się przez chwilę. Do szkoły mam około półtora kilometra,
jeśli pójdę przez główne ulice, ale mogę też iść tymi mniejszymi, między
sklepami i skrócić sobie drogę, a że jest wyjątkowo zimno, nawet jak na środek
nocy, to wybieram drugą opcję.
Idę
jedną z mniejszych uliczek, w tej bardziej pospolitej części miasta. Sklepy
dookoła są pozamykane a jedynie pod tym z alkoholem, stoi kilku młodych
chłopaków. Oczywiście odpowiednio wstawionych. Coś tam do mnie mamroczą, ale
najwyraźniej nie mają ochoty na żadne głupstwa, więc nie zwalniam kroku i dalej
maszeruję przed siebie.
Docieram
na przystanek, chociaż mogłabym iść piechotą, ale zanim dotrę do szkoły,
postanawiam wpaść jeszcze w jedno ciekawe miejsce i autobusem zejdzie mi dużo
szybciej. Wsiadam do odpowiedniego pojazdu i oprócz dwóch widocznie pijanych
dziewczyn jestem jedynym pasażerem. I z chwilą, kiedy autobus rusza, za oknem
miga mi ta postać z metra. Mrużę oczy z niedowierzaniem, ale jestem praktycznie
pewna, że to ta sama osoba. Dość wysoka, w ciemnym płaszczu i kapturze na
głowie. Przypominają mi się słowa Toby'ego że ktoś rzekomo na mnie poluje i
przez chwilę mam ciarki na plecach.
Nie
powinnam się bać nawet, jeśli tak jest, bo to nie pierwszy i na pewno nie
ostatni raz, kiedy mogę być w niebezpieczeństwie. Aczkolwiek pojawia się ten
dreszczyk, którego już tak dawno mi brakowało. Z czystej ciekawości postanawiam
sprawdzić, czy to tylko zbieg okoliczności, czy rzeczywiście coś jest na
rzeczy.
Wysiadam
na przystanku i pomimo mojej świetnej znajomości miasta chwilę mi zajmuje,
zanim orientuję się, gdzie jestem. W dość nieciekawej okolicy, ale tam, gdzie
pierwotnie miałam wysiąść jest jeszcze bardziej niebezpiecznie.
Małe,
zaniedbane domy, zarośnięte ogródki a gdzieniegdzie nawet zwykłe baraki, czyli
typowa okolica zamieszkiwana przez ludzi mało zamożnych. Idę między wysokie i
wąskie budynki gdzie znajdują się śmietniki i miejsce spotkań tutejszych
pijaków, co można wywnioskować po zapachu wymiocin i alkoholu.
Staję, przez chwilę obserwując całkowicie pustą ulicę i kiedy chcę już zacząć śmiać
się z samej siebie dzieje się to, czego oczywiście od samego początku mogłam
się spodziewać.
Pojawia
się taksówka przystająca na jednym z podjazdów i po chwili wychodzi z niej ta
wysoka postać w kapturze. Rozgląda się dookoła, ale mnie nie dostrzega. Mogę ją
zgubić, a właściwie już to zrobiłam. Ale nie byłoby zabawy, więc robię dwa
kroki do przodu. Mój prześladowca odwraca się w moją stronę i mimo że nie widzę
jak wygląda, mogę przysiąc, że patrzy mi w twarz. Drwiący uśmiech na moich
ustach też powinien zauważyć, nawet jeśli dzieli nas kilkadziesiąt metrów.
Cofam się i zaczynam szybkim krokiem kierować w głąb uliczki. Czas zacząć
zabawę.
Dobra, ten rozdział jest jednym z najbardziej pechowych, jakie pisałam. Dwa razy pisałam go od początku, bo poprzednie wersje albo się nie zapisały, albo zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach :/ Dlatego sprawdzałam go tylko pobieżnie, bo prawdę mówiąc mam go już dość xD
Nie mam pojęcia, czemu każdy uważa, że z tymi kartami kredytowymi to miał być jakiś przekręt. Przecież w tamtym rozdziale wyraźnie pisałam, że to był żart. Kilka razy było to nadmieniane. Cameron trochę wrobił Isy, bo uznał, że kilka dni bez zakupów jej nie zaszkodzi, a ona nawet nie sprawdziła, czy rzeczywiście nie może korzystać z karty.
Poza tym tę wersję tego rozdziału uznaję za średnio udaną, ale już naprawdę nie mam sił poprawiać jej po raz kolejny. Może jak trochę od niej odpocznę, to jeszcze raz posprawdzam wszystkie błędy.
I lecę do was. Ostatnio starałam się trochę nadrabiać, ale nadal mam spore zaległości.
OdpowiedzUsuńHejka :)
Hah, widzę, że Isobell potrafi wykorzystywać swoje umiejętności, kiedy są jej potrzebne ;) No i dobrze, chociaż muszę powiedzieć (pewnie już o tym mówiłam, ale trudno), że Isobell jest troszkę rozpuszczona. W którymś momencie mówiła, że żaden facet nie będzie jej ustawiał, bo nawet jej tata tego nie robił. I co do Coopera się zgadzam, bo z tego co mówi Isi czasem rzeczywiście zachowywał się jak dupek, ale ona sama wyrosła na dość nieodpowiedzialną i troszkę arogancką.
Na przykład dzisiaj z tym wymykaniem się z domu. Dziewczyna wie, że ktoś na nią poluje, a mimo to decyduje się wyjść w środku nocy sama i to jeszcze w takie miejsca. Ja rozumiem, że adrenalina i oglądanie sztuki i tak dalej, ale no… Stało się! Doigrała się! Mam oczywiście nadzieję, że wszystko będzie okej z nią, ale też, że przy okazji ktoś jej tego rozumu włoży do głowy ;)
A tak swoją drogą, to przeczytałabym coś z perspektywy Evy, mam wrażenie, że dawno nie było :D
Ja Isobell dalej lubię. Co prawda trochę mnie zirytowała tą napaścią na Toby'ego, ale rozumiem że zrobiła to poniekąd w trosce o siebie, a nie z egoizmu. Co do spaceru to na końcu zrobiło się niebezpiecznie, ale jestem o nią dziwnie spokojna. Dziewczyna sobie poradzi tak czy inaczej, jestem pewna. Gorzej jeśli jej ojciec się dowie, wtedy może być nieciekawie :D
OdpowiedzUsuńCiekawa też akcja z tym Cooperem. Też mi się wydaje, że tak w głębi serca ton mu na Isi zależy. Tylko że ona wydaje się być osobą, która nie dopuszcza do siebie nikogo zbyt blisko...
Rozdział nie jest zły :) Ogólnie to trochę zgadzam się z komentarzami powyżej, odnośnie Isobell. Według mnie również jest trochę nieodpowiedzialna, bo wiedziała jednak o tym zagrożeniu a mimo to to olała. Jest zbyt pewna siebie, o czym świadczy nawet sama końcówka.
OdpowiedzUsuńNo i co do zakończenia, to mam dwa rozwiązania. Albo to jest ktoś lepszy od dziewczyny i bez problemu ją pokona, czym zetrze z twarzy ten pewny siebie uśmieszek. Albo to ktoś znajomy, kto nad nią czuwa(chociażby Kieran) i da jej takie pranie głowy, za to że uciekła. :D
Powiem ci tak, odnośnie całości, że sama fabuła nadal mi się podoba, coś się kręci. Niestety przytłacza mnie ilość bohaterów. Choć znam imiona i gdzieniegdzie kojarzę jakie relacje panują między nimi, to za chiny nie umiem sb postaci wyobrazić. Cameron, Isobell, Domerin, Loki, - ich kojarzę, bo mają w sobie coś charakterystycznego (na Boga, Klemens będzie w mojej pamięci na wieki :D), lecz reszta, drugoplanowi i dalej to istna zagadka z imieniem.
To na tyle moich wywodów :)
Weny! ;*
"nawet tata tego nie robi" - no bo jej ojciec to wcale nie zachowuje się jak ojciec, tylko jak niedojrzały gówniarz i przez to gówniara zamiast siedzieć na dupie, to się naraża. Pozwala sobie na wszystko, bo wie, że jej wolno, bo nie ma żadnych granic wyznaczonych.
OdpowiedzUsuńAczkolwiek graffiti, które opisała mi się podobało. ja właśnie w każdej sztuce, nieważne czy to film, przedstawienie, taniec, obraz czy rzeźba, doceniam właśnie taki brutalizm, prawdziwość pewnego obrazu, bo to właśnie wzbudza więcej emocji, przynajmniej we mnie, niżeli damulka w różowej sukni, stojąca na tle kwiecistego ogrodu.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie masz mi za złe, iż ja się tutaj zazwyczaj pojawiam z opóźnieniem.
Mam wrażenie, że zachowanie Isobell jest skrajnie lekkomyślne. Oczywiście w tym momencie mam na myśli końcówkę, bo w końcu siedzenie w kawiarni nie było takie straszne. Nawet jeśli dziewczyna jest na "celowniku". Rozumiem tą chęć adrenaliny, ale wydaje mi się, że czasem trzeba posłuchać głosu rozsądku. A tu? Isobell ledwo dowiaduje się, że ktoś na nią poluję, a jeszcze tej samej nocy wymyka się na miasto... Zdecydowanie nie uważam tego za najmądrzejsze zachowanie. Chociaż oczywiście jestem ciekawa, jak potoczy się ta "gra" zainicjowana przez dziewczynę. Przyznaję, że jej wynik mnie intryguje.
OdpowiedzUsuńRozdział przyjemny - naprawdę dobrze mi się go czytało, no i w sumie już w tej chwili mogłabym przeczytać więcej. Niemniej jednak czas się wykazać cierpliwością ;)
Weny i wolnego czasu życzę! Pozdrawiam! ;)
Uhuuu!
OdpowiedzUsuńIsobell troszkę pofolgolwała, co ona sobie myślała? Nie ukrywam jednak, że jestem ciekawa jak to wszystko co wymyśliła się potoczy? Ale powinna dostać potem od Cam łomot xD
CZEKAM kochana na kolejny <3 <3 <3
hejcia :*
OdpowiedzUsuńCóż mogę rzec... na pewno to, że Isi lubi troszkę szaleć, ale to już pewnie mówiłam, chyba ma to po ojcu. Czy jest rozpuszczona? No nie jestem pewna... Rozpuszczone i rozwydrzone dziewczynki zawsze latają do tatusiów i ciągle na coś narzekają,a to, że Isi ma trochę więcej kasy, nie znaczy od razu, że jest rozpuszczona. Jak dla mnie jest całkiem w porządku i nic do niej nie mam :P Zwyczajna szalona 17! Nieco głupkowatym jest wychodzenie w nocy na miasto i szukanie guza, ale skoro jest tak przekonana o swoich możliwościach, to jestem ciekawa, co z tego wyniknie. Może załatwi kolesia z taksówki? O.O Chociaż sądzę, że jej opiekuni jakoś ją znajdą. (w sumie nie wiem dlaczego tak miałoby się stać, ale tak mi się wydaje XD)Jakoś tak Kieran zawsze czuwa :D
Nie wiem czemu ale ciągle wyobrażam sobie Isi z Kieranem jako para O.O Wiem wiem, mogę sprzecznie coś rozumieć, ale jakoś by mi pasowali do siebie xD ona z nim, mogłoby to być ciekawe połączenie :D Natomiast tego dupka niech auto rozjedzie albo metro przejedzie i podzieli na pół O.o Bo odnowa duchowa i przemiana charakteru w jego przypadku nic nie zrobią xd
Szkoda, że rozdział króciutki :c Oby następny był dłuższy :* Życzę weny kochana i do następnego :D
Pozdrawiam :*
bardzo fajne
OdpowiedzUsuń